Czego uczy Bolesław Piasecki?

IMG_5779.jpg

W listopadzie 2020 uratowałem od wyrzucenia na śmietnik ponad 100 książek. Leżały na bruku przy Łobzowskiej 6. Przeglądając je później w Królestwie Bez Kresu zauważyłem, że spora część została wydana przez Instytut Wydawniczy PAX, który w okresie PRL-u był częścią środowiska skupionego wokół przedwojennego nacjonalisty Bolesława Piaseckiego.

Do B. Piaseckiego (w przeciwieństwie do innych Piaseckich) zawsze miałem spory dystans. Z jednej strony chwalebna karta wojenna w ramach Konfederacji Narodu, z drugiej powojenna współpraca z komunistami. Prymas Wyszyński określił go w 1953 roku mianem "nałogowego grabarza katolickich instytucji". Z kolei Antoni Alster, odpowiedzialny w MSW za sprawy Kościoła, w 1960 roku mówił o nim tak:

Jest to facet ambitny, który kiedy tylko może, ciosa kołki na głowie. Jego organizacja ma 120 milionów obrotu. Dla nas faktycznie jest bezużyteczna. Chcieliśmy, aby to był wrzód na dupie Wyszyńskiego, a tymczasem uplasował się na naszym tyłku. Nikt jednak nie ma odwagi go przeciąć.

Bolesław Piasecki to postać, którą śmiało możemy określić jako "kontrowersyjną". To co mnie jednak zdumiewa, a co uświadomiłem sobie przeglądając książki ocalone przed śmietnikiem, to jego niebywała skuteczność. W warunkach gospodarki socjalistycznej stworzył on de facto prywatne przedsiębiorstwo (a w zasadzie kilka przedsiębiorstw), którego dochód pozwalał nie tylko wydawać zachodnią literaturę, ale również zatrudniać całą armię ludzi, w tym wielu byłych akowców. Pomijam fakt, że marki, które stworzył PAX znane są do dziś. No bo kto nie zna Ludwika (tak, tego płynu do mycia naczyń) czy Buwi (pasty do butów)? Środowisko Piaseckiego niewątpliwie miało głowę do interesów i produkowało produkty dobrej jakości. Pieniądze z ich sprzedaży pozwalały PAX-owi wydawać to, czego inni nie chcieli.

IMG_6714.jpg

Rimland. Wciąż niewydana gra planszowa.

Nie ukrywam, że ta droga finansowania działalności społecznej jest mi bardzo bliska. Co prawda, w przeciwieństwie do PAX-u, @fundacja nie posiada ani przedsiębiorstw ani rozpoznawalnego produktu, niemniej wszystkie starania zmierzające do utrzymania Królestwa Bez Kresu opierają się na założeniu, że tylko własna, dobrze funkcjonująca ekonomia daje niezależność. Niestety nie jest to popularne myślenie wśród NGO. O wiele łatwiej jest korzystać z programów grantowych. Zwłaszcza w przypadku standardowych zadań, nie wymagających zbyt rozwiniętej wyobraźni od urzędników sprawdzających wnioski. Alternatywą jest crowdfunding, ale i on obarczony jest ryzykiem. Przykładem jest sprawa radia Nowy Świat, które musiało poddać się autocenzurze, bo "patronom" nie spodobało, że Michała Sz. nazywa się Michałem Sz., a nie Margotem. Nacisków, rzecz jasna, nie da się całkowicie wyeliminować. Nawet w przypadku finansowania działań ze sprzedaży świetnych produktów może wystąpić tzw. bojkot konsumencki. Historia jednak pokazuje, że bardzo często ich skutek jest odwrotny od zamierzonego.

Z czego znane będzie KBK za 10 lat? Trudno powiedzieć. Droga do realizacji tego założenia jest jeszcze bardzo długa. Podstawy są jednak solidne. Koncepcja rycara jako tokenu wpływu, który można wymieniać na nagrody sprzyja tworzeniu spółdzielni. W ramach przyjętego systemu można bowiem wnieść swój wkład w postaci jakiegoś wytworu a otrzymane tokeny wymienić na coś innego, lub trzymać jako udziały, które pozwalają głosować z większą siłą. Królestwo Bez Kresu powinno takie inicjatywy wspierać, równocześnie jednak samo powinno rozwijać własną "produkcję". Warto tu jednak zaznaczyć, że wszystkie wytwory spod znaku KBK powinny być dostępne tylko za rycary. Tylko dzięki temu system ma szansę wyjść poza wąskie grono sympatyków. A o to przecież chodzi.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
5 Comments
Ecency