Jestem Pasożytem

Ten wpis to kontynuacja poprzedniego, traktującego o wynajmie rzeczy i zagrożeniach z nim związanym. Na początek pragnę przypomnieć/opowiedzieć o tym kim jestem. Moją osobę określa się następującymi mianami: pasożyt, pijawka, karaluch, magnat, bogacz, wieloryb i moje ulubione: potentat.

image.png

Na Steem, a potem Hive jestem już prawie 4 lata. Dzięki działalności tutaj zgromadziłem środki o których pomarzyć mogą moi rówieśnicy. Zasadniczo to ja zastanawiam się nad kupnem nieruchomości względnie na gotówkę, a oni skąd wziąć pieniądze na wkład własny. Nie dorobiłem się jednak uczciwym pisaniem, bo z tego są - niestety grosze. Zawsze traktowałem to raczej hobbystycznie, i o ile zawsze cieszył mnie każdy upvote to nie przeliczałem tego raczej na gotówkę.

Mam farmę botów w Splinterlands. Miałem farta, dostałem starter, kiedy gra raczkowała. Za jego pomocą wraz, z moim przyjacielem zbudowaliśmy niewielką farmę kilkudziestu kont które sobie grały i farmiły karty.

Ogólnie przez większość czasu nie było z tego większych pieniędzy, może 200 zł miesięcznie, ale niski kurs Bitcoina pozwolił na tani zakup przed hossą więc tak czy inaczej profit jest dość duży. Część kart sprzedałem, część zachowałem. Kilka miesięcy temu zaczął się szał na Splinterlands, grę której nigdy specjalnie nawet nie lubiłem, i o której zawsze mówiłem, że umrze.

Wartość mojej kolekcji wystrzeliła, graczy nagle przybyło, a kart brakowało. Wszyscy chcą grać, ale nie mają czym. I tutaj wchodzi usługa wynajmu kart. Jeśli chce się grać na sensownym poziomie to trzeba wyłożyć sporą gotówkę. Nie każdy ją posiada, ale wynajęcie karty na dzień czy dwa jest już w miarę tanie.

System wynajmu to mokry sen skrajnego kapitalisty. Gracze wynajmują karty, płacąc za nie w moim przypadku około 50% rocznie (chociaż teraz - pod koniec sezonu moje ROA osiągnęło 124,3%). Ryzyko tego czy opłata im się zwróci zależy od nich. Jak są dobrzy i mają szczęście to wygrają w turnieju i znajdą fajne karty w nagrodzie za dziennego questa. Jak nie, to nie będzie obiadu (co może nie być przesadą patrząc na to jak dużą rzeszę stanowią gracze z krajów 3 świata.)

Sytuacja przypomina trochę gorączkę złota, gdzie poszukiwacz musi kupić narzędzia, wynająć działkę i ciężko pracować licząc na łut szczęścia. Jak wiemy z historii zarobili na niej głównie ci którzy sprzedawali łopaty i kilofy. Część graczy sprowadza się do roli wyrobników którzy oddają właścicielom kart lwią część swojego zarobku, i na których spoczywa ryzyko nieudanej inwestycji.

Splinterlands to jednak tylko gra. Nie trzeba w nią grać, nie trzeba inwestować. Ja obecnie mam 800 kont które ciężko pracują na mój sukces, moje zarobki w ostatnich dwóch miesiącach były kosmicznie wysokie. Niestety, albo i stety na skutek zmian spadną, ale nie są to zmiany zabójcze i oceniam je dobrze, zwłaszcza, że rynek najmu prawdopodobnie pójdzie do góry jeszcze bardziej. Moja pozycja jest bardzo wygodna. Nie jestem ultra bogatym graczem, ale nie należę też do biedoty, myślę, że plasuję się raczej wśród tych bardziej zamożnych, którzy zarabiają na szukającej złota biedocie.

W mojej ocenie Splinterlands to taki mikro-kosmos w którym możemy obserwować co się dzieje gdy zasoby trzymane są w rękach niewielkich grup. Analogią do magnatów wynajmujących karty są banki udzielające kredytów hipotecznych, chociaż nie, bo magnaci muszą mieć fizycznie karty aby je wynająć, a banki tworzą pieniądz z powietrza. Magnaci swoje karty kupili lub zdobyli w inny sposób, natomiast w realnym życiu, bogaci mają dostęp do państwowej drukarki. Teraz świat chce iść w stronę nowego feundalizmu w którym właścicielem będzie korporacja, a zwykli ludzie będą się upadlać w walce o to aby opłacić rachunki za wszystko z czego korzystają.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
21 Comments
Ecency