W oddali strzelanina, a od nas żądają $$ (Dominikana z plecakiem #60)

Przed chwilą zorientowałem się, że podczas strzelaniny opisanej w poprzednim moim poście straciłem futerał do aparatu wraz z kartą pamięci, na której miałem zapisane większość zrobionych dotychczas zdjęć z wyjazdu. Chłopak z rodziny, która nas wtedy ugościła oferuje swoją pomoc  jednak po przejechaniu kilkuset metrów okazuje się, że nie będzie tak łatwo. Tutaj, choć nie ma jeszcze wojska i na razie jest spokojnie, na ulicy płonie już kolejna barykada. Zostaliśmy więc uwięzieni pomiędzy dwoma ogniskami strajku. Jednym, przed którym czekaliśmy do tej pory, i drugim, które utworzyło się w międzyczasie za nami odcinając nam drogę powrotu.

Chłopak z którym jedziemy podjeżdża do protestujących i tłumaczy im całą sytuację. Mówią, że jeżeli chcemy bezpiecznie przejechać to musimy zapłacić za przejazd przez blokadę. Pytam ile? z ulgą słyszę, że jednego dolara. Bałem się, że zażądają jakiejś wygórowanej kwoty, ale widzę, że nawet jeden dolar jest dla tutejszych ludzi majątkiem. Nie mam dolarów więc wyciągam z kieszeni jakieś drobne peso. Przejeżdżamy przez blokadę

Widok na ocean w El Paraiso. Z tego dnia nie mam innych zdjęć.Widok na ocean w El Paraiso. Z tego dnia nie mam innych zdjęć.

Przed blokadą czeka kilka innych busów. Chłopak z którym jedziemy rozmawia z ich kierowcami i wyjaśnia im naszą sytuację. On sam bowiem nie do końca potrafi skojarzyć kierowcę busa, w którym zostawiłem mój futerał. Powtarzam jego rysopis i dodaję, że jego El Cobrador był niemową. To wydaje mi się dość istotnym szczegółem. I faktycznie, okazuje się, że jeden z kierowców, z którym rozmawiamy, rozpoznaje w rysopisie swojego znajomego.

-Orlando - mówi od razu - to Orlando

Pytam, czy go zna?

-Oczywiście, mieszka w Barahonie - dodaje - wyciąga telefon i dzwoni do Orlanda, wyjaśnia mu sytuację. Orlando pyta go, w którym miejscu w busie siedzieliśmy. Mówię, że na samym końcu.

-Tak, jest tam futerał, możecie po niego przyjechać - słyszę.

To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć, teraz wiem, że nie mam innej możliwości. Muszę dostać się do Barahony.

Chłopak, który nas tu przywiózł mówi, że do Barahony to za daleko żeby jechać na motorze i proponuje nam poczekać na jakieś guagua. Płacimy mu połowę kwoty, na którą się umówiliśmy (zawiózł nas mniej więcej do połowy trasy do Paraiso).

C.d.n


*Wszystkie zdjęcia własnego autorstwa

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
3 Comments
Ecency