Pamiętacie spot Jarusia Kaczyńskiego, w którym mówił, że do obniżenia cen benzyny potrzeba odwagi, a ponad połowa jej ceny to podatki? Nie wiem jak u Was, ale moja stacja dołączyła dzisiaj do grona tych, gdzie płaci się 6zł za litr diesla. O ile drobna podwyżka była do przełknięcia (8 zł różnicy na zatankowaniu pod kurek), o tyle teraz jest to bardziej odczuwalne i raczej nie zapowiada się, by miało to stanieć. Wg ekspertów, ceny będą rosły do końca roku i pod koniec może to być nawet 6.50/L. Taka sytuacja jest na całym świecie, a przynajmniej w większości krajów (we Francji np. rząd zdecydował przyznać jednorazowy "dodatek inflacyjny" wynoszący 100 euro), więc nie czepiam się rządu o wzrost cen. Czepiam się natomiast zbyt wysokich podatków, które gdyby ograniczyć (z czym zgadzają się liberałowie jak Gwiazdowski lub "prawicowcy", jak Kaczyński - a przynajmniej jak ten drugi był w opozycji), to cena nie byłaby aż tak odczuwalna. No ale łatwo się mówi, jak się jest w opozycji, a trudniej jest to zrobić, gdy trzeba zapewnić miejsca w spółkach skarbu państwa "znajomym królika".