Days Gone – brzydkie kaczątko wśród tytułów na wyłączność

To, że w Polsce trwa w najlepsze kult PlayStation, wiadomo nie od dziś. Zresztą sama konsola może poszczycić się mnóstwem tytułów, które na zawsze zapiszą się w panteonie gier „kultowych”. Przez lata z wypiekami na twarzach śledziliśmy poczynania awanturnika Nathana Drake’a z serii Uncharted, czy też zabójcy bogów Kratosa, którego poznaliśmy dzięki grom z serii God of War. Na ósmą generację konsol również wyszło mnóstwo perełek, marvelowski Spider-Man, mój osobisty faworyt Bloodborne, czy wcześniej wymieniony God of War który, zmienił całkowicie podejście w gameplayu na ogromny plus.
I wtedy wchodzi „on”, a może raczej „to”, czyli Days Gone. Gra która, wśród swoich konsolowych braci powinna błyszczeć równie jasno, jak God of War czy Spider-Man, jednak tak się nie stało.

Dlaczego ? Cóż… jest na to kilka odpowiedzi.

Zacznijmy jednak od początku …

69850432_2682691581780966_8937587133477027840_o.jpg

Fabuła

Sama gra opowiada o przetrwaniu w świecie opanowanym przez „świrusy”, czyli agresywne stwory które, kiedyś były ludźmi. Nikt nie wie jak, do tego doszło i dlaczego, jednak pewne jest to, że świat już nigdy nie będzie taki sam.

W Days Gone wcielamy się w postać Deacona St. Johna (jezuu co za świetne imię, serio !), byłego wojskowego oraz członka gangu motocyklowego „Mongrel”. Poznajemy go na początku całej „apokalipsy”, gdy ze swoim kumplem z gangu, Boozerem oraz swoją żoną Sarą próbują uciec z miasta. Podczas chaosu, który toczy się na ulicach.

70207977_2682690475114410_6839339680593346560_o.jpg

Historia oraz wątek główny jest w grze naprawdę solidny. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że otrzymujemy typowo sztampową produkcję o zombie-apokalipsie. Nie ma co się dziwić, w końcu tego typu produkcjami popkultura żyje od jakichś 50 lat. Jednak sam motyw „mózgożerców”, jest bardzo plastyczny, a tworzenie w historii w takim środowisku daje duże pole do popisu dla scenarzystów. Days Gone, ma swoje wątki oraz momenty w fabule, które sprawiały, że uczucia brały górę. Znajdziemy tu motyw zemsty, czy też empatii w obliczu znieczulenia ludzkości przez to, co się stało ze światem.
Deacon jako protagonista, jest bardzo interesujący. Charakteryzuje się odwagą oraz pewnością siebie.

70689698_2682799575103500_2789809304335548416_o.jpg

Jednakże ta pewność wynika z tego, że nasz bohater tak naprawdę nie ma nic do stracenia, skoro świat obległy „świrusy”. Razem z Boozerem są czymś w rodzaju najemników. Wykonują „brudną” robotę dla obozów z ocalałymi ludźmi w hrabstwie Oregon. Zaopatrują ich w pożywienie oraz rzeczy takie jak leki czy złom, które uda im się znaleźć podczas swoich wypadów.

Skoro już o obozach mowa, ich przywódcy są ucieleśnieniem pewnych uczuć oraz idei, które mogłyby przyświecać osobom przypartym do muru, ludzie, którzy stają na czele tych obozów, starają się je prowadzić w sposób indywidualny oraz oparty na tym, czego się wyuczyli, kiedy świat był jeszcze „normalny”.

Przykładowo mamy obóz, który opiera się na sztuce survivalu, umieszczony jest strategicznie przy jeziorze , dzięki czemu mają dostęp do wody oraz ryb, a sam obóz w większej części jest zbudowany na drzewach. Jednakże sam dowódca jest osobą, która wyznawała i dalej wyznaje teorie spiskowe. Ba, nawet ma zapędy dyktatorskie, gdyż przejmując wieże radiowe. Nadaje swoje „słuchowiska”, gdzie próbuje przemówić do ludu i uświadomić im, że cała apokalipsa jest wynikiem działań rządowych.

70266896_2682833625100095_4761119935088820224_o.jpg

W świecie Days Gone nie braknie również obozów pracy, czy też obozów fanatyków religijnych z „wojskowym” zacięciem. Wszystko to prowadzone przez postacie, które nie do końca mają zdrowe postrzeganie na świat, chociaż kto by miał, biorąc pod uwagę wydarzenia, których byli świadkiem.

Fabularnie, gra potrafiła mnie wciągnąć i to mocno. Wątek główny oraz historie poboczne są naprawdę dobrze napisane i przemyślane, gdyż wszystkie ścieżki mają swój własny wykres postępu. Gdzie gracz ma czarno na białym pokazane, na jakim etapie jest jego historia. Ilość wątków składających się na pociągnięcie fabuły dalej jest naprawdę duża. Sam byłem zdziwiony, że gra okazuje się, być naprawdę długa dzięki takiemu rozwiązaniu, co mnie bardzo miło zaskoczyło.

Mechanika

Tytuł podczas swoich zapowiedzi szczycił się możliwością generowania hord. OGROMNEJ ilości „świrusów” na raz. Co najlepsze Bend Studios się udało ! Podczas walki z hordami, ich ilość potrafi być porażająca, jak i przerażająca. Kiedy jako gracz uświadomisz sobie, że musisz z nimi walczyć. Uczucie to jest nie do opisania, jednak kiedy już się do tego przyzwyczaisz i dotrwasz do walk z hordami. To jest szansa, że cię to znudzi, a może nawet zacznie irytować. Przynajmniej ja tak miałem.

65849471_2559789117404547_7378700273465688064_o.jpg

Po Oregonie poruszamy się motocyklem, jak przystało na prawdziwego „Mongrelsa”. Deacon do siania zniszczenia wśród „świrusów” zostaje również wyposażony w dosyć pokaźną liczbę spluw. Które możemy zawsze wyposażyć w „tłumiki”, zrobione z jakichś puszek, co sugeruje nam jak bardzo, trzeba kombinować w tak zniszczonym świecie, by przeżyć. Ponieważ rzucanie ołowiem na lewo i prawo bez żadnego „wygłuszenia” może się skończyć dla nas szybkim zgonem, gdy przyciągniemy do siebie „świrusów” jak i żądne krwi zarażone zwierzęta. Mamy również system craftingu, nie jest on zbyt rozbudowany, ale to akurat dla mnie wręcz na plus. Nieskomplikowane przepisy pozwalają wyposażyć naszego protagonistę, we wszelakie apteczki, „koktajle” regeneracyjne (jak i również te mołotova.) czy też pozwalają nam „upiększyć” broń białą. Przykładowo połączyć piłę tarczową z nogą od stołu, czy też zabawić się w Steve’a ze Stranger Things, i połączyć gwoździe oraz kij do bejsbola.

69819495_2682803048436486_7045380334208155648_o.jpg

Sama mapa Days Gone jest naprawdę duża i pełna aktywności. Po całym hrabstwie rozrzucone są wszelakie gniazda „świrusów”, których musimy się pozbyć. By chociaż poczuć się na pozór trochę bardziej bezpiecznie. Przypomina mi to trochę pozbywania się gniazd nekkerów z Wiedźmina, tylko okraszone trochę bardziej ironicznymi komentarzami ze strony Deacona.

71091367_2682692038447587_6209221717177401344_o.jpg

Oprócz pozbywania się gniazd musimy również pozbywać się obozów łupieżców. Którzy tylko czekają, by dorwać się do niewinnych ocalałych i zabrać im wszystko, co zostało, łącznie z ich życiem.

Tutaj mam pewną dygresję na temat tego, jak Deacon, reaguje na zabójstwa ludzi. Cóż co do samych „świrusów” można zrozumieć to, że to już nie są ludzie i jakiekolwiek odczucia w ich stronę są równe zeru. Jednak kiedy słyszysz teksty typu „zaraz was wszystkich wybije skur**syny” w stronę innych ludzi (co prawda złych, ale jednak ludzi) od postaci, która jednak ma dobre serce, to można poczuć się troszkę zmieszany.
Co też jest ciekawe, jeśli chodzi o obozy łupieżców. To fakt, że każdy taki obóz ma bunkier, gdzie same schrony bojowe są pewną ikoną dla społeczności ameryki, oraz ich podejściu do przygotowywania się do końca świata. I naprawdę fajnie, że takie odniesienia też można odnaleźć w grze o takiej tematyce.

Jeżeli chodzi o aspekt wizualny to Days Gone wygląda przepięknie, świat w grze przyciąga oko i zachęca do eksploracji. Lasy, jeziora, drogi czy też miasteczka są bardzo dobrze odwzorowane. Odnoszę też wrażenie, że jakbym miał możliwość wybrać się do Oregonu, to miałbym deja vu, i przebłyski z rozgrywki (z tą różnicą, że za drzewami nie czekałyby na mnie wilki czy też inne zombie).
W największy zachwyt wprawiły mnie efekty pogodowe. Które dla mnie zostały wręcz „magicznie” wykonane. Burza która, zanim nadejdzie, zwiastuje się pomrukiwaniami i cichymi grzmotami w tle, niebo nagle staje się białe, by po chwili zrzucić szarość na gracza i zalać go ścianą deszczu. Co najlepsze takie efekty pogodowe świetnie współgrają z grozą, którą czujemy podczas samej rozgrywki. Zwłaszcza gdy jesteśmy w lesie, a wszędzie słyszymy budzące strach dźwięki.

71107019_2682821868434604_4552827043573661696_o.jpg

Dodatkowo jeszcze nigdy nie spotkałem się z grą, która tak pieczołowicie jest dopieszczona pod względem sfery audio. Wszystkie dźwięki otoczenia, lasy, zwierzęta czy też „świrusy”, tylko potęgują pozytywne obcowanie z grą. Kiedy ty słyszysz gdzieś blisko pisk, krzyk czy też wycie, to już wiesz, że musisz być gotowy na do walki, ewentualnie ucieczki.

Wszystko to zapowiada się na hit prawda ? Otóż nie do końca.
Ponieważ Days Gone, ma ogromny problem z optymalizacją. Gra miała premierę w kwietniu i na start, potrafiła odrzucić od siebie spadkami klatek, bugami oraz innymi bolączkami związanymi z optymalizacją tytułu. Nie wiem, czy to wynikało z wielkości studia, czy też może jakieś presji, czy coś w tym stylu. Do dziś widoczne są spadki w płynności, chociaż najdziwniejsze jest to, że przy samych walkach z hordami gra nawet nie dostanie czkawki (gdzie mogłoby się wydawać, że to jest najbardziej zasobożerny motyw w Days Gone).

Wyzwaniem dla gry jest doczytywanie lokacji, przykładem są po prostu obozy, w których wykonujemy zadania, gdzie ilość szczegółów jest widać zbyt duża, by konsola mogła je odpowiednio szybko odczytać. Za każdym razem, gdy docieramy w pobliże któregoś z tych miejsc to gra automatycznie klatkuje.

Cieszy natomiast fakt, że do dzisiaj wychodzą patche, które być może z czasem naprawią również i płynność tytułu.

Podsumowanie

Dla mnie Days Gone jest właśnie takim brzydkim kaczątkiem. Pomimo swoich błędów technicznych, spadkiem płynności, doczytywaniem się lokacji i tym podobnych. Sama gra nie odstępuje od innych gier ekskluzywnych na konsolę PlayStation 4. Jeżeli ktoś jest w stanie przymknąć oko i przetrzymać błędy, to w nagrodę otrzyma kawał dobrej historii (gdzie różnorodność idei sprawia, że ludzkość, zamiast łączyć się w tak trudnym czasie, rozdziela się między sobą), z ciekawą mechaniką walki, wyrazistymi postaciami, a także możliwością zapoznania się z kolejną wizją końca świata takiego, jakiego znamy dzisiaj.

6d30e60c-6d8f-4adf-893b-f6a3d9b8659d.jpg

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
7 Comments
Ecency