Kocia historia: Miećka i Kulka

Już od jakiegoś czasu miałam dużą chęć na opisanie tutaj historii Kulki – kota moich rodziców, niegdyś także i mojego.
Korzystając z okazji wezmę udział w konkursie #akcjainspiracja @polish.hive, którego tematem przewodnim jest Fauna i flora.

Wszystko zaczęło się od Miećki. Miećka to figlarna kotka sąsiadów, która pewnego dnia postanowiła, że będzie korzystać z uroków naszego ogrodu. Początkowo przysiadała jedynie na płocie, czasem wygrzewała się w słońcu na deskach drewnianej ławki.
Równo rok temu, podczas pierwszych cieplejszych dni, postanowiła przemówić. Przechadzałam się wówczas między moimi ulubionymi roślinami, gdy Miećka zauważywszy mnie zaczęła nieustępliwie miauczeć i wpatrywać się we mnie swoimi dużymi oczami. W tamtej chwili rozpoczął się proces wzajemnego oswajania. Ja dałam mleczko, pogłaskałam, ona okazała wdzięczność i czułość...


Miećka pijąca mleko łapką

Po tamtym dniu nie pojawiała się przez jakiś czas, jeśli już pozwalała rozpoznać swoją obecność w pobliżu, wtedy zachowywała dystans i uciekała.
Ten stan rzeczy jednak nie trwał długo.
Przychodzić zaczęła coraz częściej i z dozą pogłębiającej się śmiałości okazywała zainteresowanie, inicjowała rytuały codziennych porcji otrzymywania głasków i picia mleka.
Każdego dnia czekała na mnie pod drzwiami wejściowymi domu i ucieszona widząc mnie przykładała czółko do moich kolan, zapraszała do zabawy i tuliła się do moich kolan.
Miała – ma nadal – swoje humorki i kaprysy. Po wypiciu mleczka i najedzeniu się podnosiła ogon do góry i czmychała przez furtkę ogrodu, by uciec do swojego domu.
Mleko piła często lewą przednią łapką. Moczyła ją w mleku i zlizywała z niej kapiące mleczko. Lubiła popisywać się tym sposobem, przyciągać uwagę.
Bardzo lubiła się wygłupiać i pozować do zdjęć.
Nadal jednak mieszkała w stodole sąsiada, choć to w naszym ogrodzie wolała spędzać czas i towarzyszyć mi w różnych chwilach.


Miećka pozująca mi do zdjęć

Kulka

Pewnego wieczora, gdy siedziałam na schodkach przed domem i obserwowałam gasnący z wolna dzień, zauważyłam, że przed furtką do naszego ogrodu stoi Miećka. Ruszyła w moim kierunku niepewnie, a w ślad za nią szedł zdezorientowany koci maluch. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Miećka badała moją reakcję, a ja wzięłam malucha w objęcia.


Pierwszy z przyprowadzonych przez Miećkę maluch

Początkowo przyprowadziła tylko jedno swoje młode, zabrała malucha po kilku godzinach. Następnego wieczora przyprowadziła kolejnego kociaka.
Po tygodniu tych kociaków było u nas już pięcioro. Moja relacja z Miećką znacząco się pogłębiła, ale zarówno ona, jak i jej maluchy należały wciąż do sąsiada. Cóż z tego skoro wolała, żeby młode żyły w naszym ogrodzie i tak też początkowo było.
Karmiłam je, bawiłam i zapewniłam schronienie. Naturalnie należało porozmawiać z sąsiadem. Ilekroć kotkę wraz z młodymi odprowadzało się do ich domu, one nocą wracały.

Sąsiad gorączkowo rozpoczął poszukiwania nowych domów dla maluchów. Uznaliśmy z rodzicami, że możemy przygarnąć jednego z nich i zdecydowaliśmy się na Kulkę.

Początkowo Miećka nie przyprowadzała Kulki do nas, w ogóle nie wiedzieliśmy o jego istnieniu (Kulka to kocurek).
W ramach żartu podeszłam do Miećki i powiedziałam do niej, że chcemy przygarnąć jednego z jej małych i ona może wybrać, które z nich ma znaleźć u nas dom.
Następnego ranka Miećka pierwszy raz przyprowadziła Kulkę. Ten maluch zupełnie skradł nasze serca.


Śpiący Kuleczka podczas pierwszego dnia u nas

Jako jedyny miał długą puchatą sierść i znacząco różnił się od pozostałych kociąt, których wygląd przypominał bardziej nietoperza – były czarne jak noc, miały trójkątne pyszczki i szpiczaste uszka.

Przez całe lato ogród tętnił życiem, stał się placem zabaw dla kociąt, a ja czułam, że moje serce zalewały coraz intensywniejsze fale ciepła. Poranki i wolne chwile spędzałam w ogrodzie biegając boso po rozgrzanej słońcem trawie i bawiąc się z kociakami. Od lat nie czułam beztroski tak dziecięcej i przyjemnej jak wtedy.

Z biegiem mijających tygodni właściciel znalazł dom dla trzech spośród sześciu kociaków. Pozostałe nadal przebywały u nas.


Kulka

Kulka już pierwszego dnia wlazł na wysoką sosnę, bo zwabiły go odgłosy z budki lęgowej, wlazł i nie umiał zejść. Poszła w ruch drabina i tata podjął się akcji ratunkowej, choć uprzednio naturalnie padły słowa, że jak kot tam sam wszedł, to sam zejdzie. Tymczasem Kulka najadł się żywicy i cały pyszczek miał w pianie, bo próbował się tej żywicy jakoś pozbyć, wylizać. Urocze to było.
Była to zapowiedź przygód, które czekały na nas, gdy Kulka stał się członkiem naszej rodziny.

Rozpieszczany przez wszystkich rósł w najlepsze. Okazał się być ogromną przylepą, inicjował wszystkie nowe zabawy, a jego rodzeństwo wiernie go naśladowało.

Nie upłynęło wiele czasu, gdy podjęłam decyzję o wyprowadzce z domu i wtedy mój proces obserwacji kociej codzienności musiał zostać przerwany.

Podczas odwiedzin w domu mogłam zauważyć, jak szybko kot rośnie i jak coraz mniej przypomina tego malucha, którym był na początku.

Odkryliśmy, że Kulka jest kotem syberyjskim. Stąd ta długa sierść i szczególny charakterek.

A charakterek to on ma i to nie byle jaki. Często śmieję się, że owinął sobie moich rodziców wokół pazurka, bo niemal cała ich uwaga przypada jemu. Nie ukrywam, że i ja dokładam do tego swoją cegiełkę, bowiem nadal uwielbiam go rozpieszczać i ilekroć odwiedzam dom, kupuję Kulce nową zabaweczkę.

Zaskakująco wierny, nie odstępuje mojego taty nawet na krok. Towarzyszy mu bezustannie i we wszystkim naśladuje. Nawet podczas domowych porządków Kulka także usiłuje swoimi łapkami myć podłogę, gdy widzi, że ktoś myje ją mopem.
Ogląda z tatą wszystkie mecze piłki nożnej, by później samemu rozgrywać swoje własne mecze zakrętką od butelki lub innym drobiazgiem. Niesamowicie jest widzieć, jak dynamiczne i zwinne są wtedy jego ruchy. Nie lubię tego sportu, ale jego grę mogłabym oglądać bez końca.

Oczko

Gdy rodzeństwo Kulki znalazło inne domy, jeden z jego braci Oczko długo jeszcze pomieszkiwał u nas. Jednakże po upływie kilku miesięcy nasza najbliższa sąsiadka postanowiła przygarnąć Oczka dla swojej małej córki.

Dlaczego kocurek ma na imię Oczko?
Otóż, gdy kotki początkowo trafiły do nas, to niemal wszystkie chorowały na koci katar. Niestety Oczko nabawił się powikłań i jego lewe oko jest mniejsze od prawego, przez co wygląda trochę jak koci Thom Yorke. W rzeczywistości jego lewe oko cierpi na chroniczne stany zapalne.

Dzięki temu, że Oczko mieszka w pobliżu, Kulka ma kompana do codziennych zabaw. Odwiedzają się wzajemnie, całe dnie bawią w ogrodzie, czasem też rywalizują.

Nigdy nie sądziłam, że będę kociarą, ale jeśli miałabym wybierać, to o wiele bardziej przemawia do mnie kocia natura spośród wszystkich innych zwierząt. Zwierzęta uwielbiam i moje serce zawsze lgnie do nich.
Myślę, że będę tutaj czasem opisywać Kocie historie, bo obserwowanie przygód Kuleczki i jego rodzeństwa sprawia mi wiele przyjemności.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
3 Comments
Ecency