Recenzja pierwszego tomu "Legend of the Galactic Heroes"

LOTGH Pol oku.jpg

Rok temu zacząłem czytać pierwszy tom "Legend of the Galactic Heroes". Co tydzień, czasem co dwa tygodnie, umieszczałem omówienia poszczególnych rozdziałów. W pewnym momencie przestałem to robić, bo wraz z każdym kolejnym tekstem, musiałem coraz bardziej myśleć nad tym, jak sztucznie wydłużać tekst, by nie ograniczać się do kilku zdań komentarza oraz zwykłego porównywania książki i anime. Nie chciałem za bardzo spoilerować ani streszczać książki, więc miałem ograniczone pole do popisu. Podczas jesieni postanowiłem przerwać czytanie z powodu nadmiaru obowiązków, braku czasu i przede wszystkim dlatego, że nie umiem czytać w domu, bo zbyt wiele rzeczy rozprasza moją uwagę. Jednak wraz z nastaniem wiosny powróciłem do czytania z postanowieniem, by tym razem recenzować tylko i wyłącznie całe tomy, nie rozdrabniając się przy tym na pojedyncze rozdziały, aby nie marnować czasu i nie rozwadniać za bardzo mojego komentarza.

Jeśli chodzi o fabułę, to nasza opowieść zaczyna się przedstawienia obecnego statusu quo oraz przeszłości, gdy Rudolf von Goldenbaum dochodził do władzy oraz ją sprawował. Była to wybitna jednostka, zarówno pod względem fizycznych aspektów (wysoki, umięśniony, silny byk), silnego charakteru, jak i ponadprzeciętnej inteligencji, które umożliwiły mu zostanie założycielem Imperium Galaktycznego. Gdy tylko opuścił armię, to odrazu wszedł w politykę. Założył partię o poglądach mocno konserwatywnych, został senatorem, potem prezydentem, na końcu zostając pierwszym Imperatorem. Wsławił się tym, że dokonał anihilacji kosmicznych piratów (używając przy tym prawdopodobnie broni nuklearnej) i stworzył potężne państwo. Jeśli chodzi o negatywne osiągnięcia, to cóż... Lista jest znacznie dłuższa. Można powiedzieć, że to taki amalgamat kosmicznego Hitlera i Stalina. Wydał dekret na mocy którego, mordowano wszystkich homoseksualistów, ludzi którzy urodzili się z jakimikolwiek defektami, chorobami lub zaburzeniami (nawet takich, których dało się wyleczyć lub przynajmniej częściowo ograniczyć ich kalectwo), przeciwników politycznych, ludzi w jakikolwiek sposób kwestionujących jego osobę, urząd lub partię. Wprowadził też dyktaturę, umieszczając podsłuchy i kamery gdzie się tylko da (również w pomnikach, które chętnie stawiał na swoją cześć), generalnie wśród obywateli "żartowano", że jak jakiś człowiek trafi na posterunek policji, to wyjdzie z niego martwy lub co najmniej mocno połamany. Podobnie jak Adolf, uważał że on i część ludzi ma prawo określać się mianem nadludzi. Człowiek może mieć wiele talentów, może się znacząco wybijać ponad większość, a nawet wszystkich, ale... Człowiek to tylko człowiek. Ma takie same słabości, jak każdy inny. Jego słabością było to, że nie był w stanie spłodzić zdrowego, męskiego potomka. Miał jedną żonę, która dała mu 4 córki oraz jedną udokumentowaną konkubinę (prawdopodobnie było ich więcej, ale nie ma na to twardych dowodów), która urodziła mu syna. Niestety był on upośledzony, co spowodowało że Imperator kazał wymordować cały personel medyczny oraz kochankę, ucinając tym samym jakiekolwiek rozmowy i udając, że nic nigdy nie miało miejsca. Co jednak sprawiło, że częściej plotkowano na ten temat.

lotgh1.jpg

Narastający terror sprawił, że Arle Heinessen postanowił uratować część mieszkańców Imperium i wraz z nimi zbudować nowe państwo, które zostało później nazwane Sojuszem Wolnych Planet. Zainspirowany zabawą kilku dzieci lodową łódką, wpadł na pomysł jak uciec w bezpieczny sposób. Odlecieli statkiem kosmicznym ukrytym w twardym, głęboko zamrożonym lodzie na planetoidę, na której zbudowali flotę 80 statków nazwanych później Exodus Fleet. Polecieli w niezbadaną przestrzeń kosmiczną, eksplorując jego nieznane dotąd obszary, odkrywając tym samym korytarz Iserlohn. Podróż była ciężka i niektórzy jej nie przeżyli, jedną z ofiar był sam Heinessen. Gdy dotarli do planety, która była możliwa do zasiedlenia (posiadała odpowiednią temperaturę, klimat, żywność etc.), to nazwali ją Heinessen ku pamięci swojego wybawiciela. Planeta ta stała się stolicą Sojuszu Wolnych Planet.

lo1.jpg

To jest jednak przeszłość, zaś głównymi bohaterami LotGH-a są Reinhard von Lohengramm (ubogi szlachcic, najważniejszy dowódca wojsk Imperium, a jednocześnie geniusz wojenny) i Yang Wen-Li (syn kupca, miłośnik historii, jeden z najważniejszych dowódców wojsk Sojuszu, jeszcze większy geniusz wojennego rzemiosła). Obaj różnią się poglądami i charakterem. Yang jest lekkoduchem, który wybrał karierę wojskową, bo poza nią nie miał zbyt wielu opcji na lekkie życie (jego ojciec nie zostawił mu nic poza długami i wieloma przedmiotami o często wątpliwej jakości). Reinhard z kolei jest twardo stąpającym po ziemi 20-latkiem, który został źle doświadczony przez życie, przez co jest mniej otwarty na innych ludzi i ma jasno określony cel w życiu - zabicie Imperatora i przejęcie jego tronu. Mimo że ich rywalizacja stanowi wiodący wątek tej historii (czy raczej między Imperium, a Sojuszem), to moim skromnym zdaniem, seria książek przedstawia i porównuje amalgamat ustroju demokratycznego, wzorowanego na krajach Europy Zachodniej i USA oraz systemów autorytarnych wzorowanych na Niemczech za rządów Kaisera, jak również do pewnego stopnia, Trzeciej Rzeszy i Rosji za rządów Stalina. Mamy też Phezzan, trzecią siłę w kosmosie, która jest do pewnego stopnia niezależna (choć jest pod kuratelą Imperium, coś jak królestwo Polskie, które posiadało część wolności, ale pozostawało zależne od Rosji). Kojarzy mi się z Izraelem i jego obywatelami (ciężkie warunki do rozwoju, niedobór wody, bardzo liczą się dla nich pieniądze) oraz państwem, które stara się balansować między dwoma mocarstwami, jak również handlować, udzielać pożyczek, szpiegować na rzecz obu frakcji etc. W tej kwestii przywodzą mi na myśl np. Brytyjczyków (wybaczcie moją ignorancję w kwestii historii, nie umiem wskazać innego przykładu), którzy czasem cynicznie wspierali obie strony, jeśli było to dobre dla interesu Korony.

Autor książek pokazuje różnice między tymi dwoma modelami państwa na różnych przykładach, np. zarządzaniu wojskiem, państwem, obywatelami, kreowaniem polityki, różnicami w procesie podejmowaniu decyzji etc. Pokazując tym samym w dość uczciwy i obiektywny sposób, zarówno wady jak i zalety obu modeli. Mimo, że pierwsza część została wydana w 1982, to jej treść i przekaz nie zestarzały się ani trochę! Może gdybym szukał na siłę jakiś archaizmów, to znalazłoby się kilka przykładów, ale są one przytłoczone gigantyczną ilością trafnych spostrzeżeń oraz wniosków autora. Jeśli podobnie jak ja, lubicie politykę i autentycznie interesuje Was ten temat, to jest to pozycja wręcz obowiązkowa. Nigdy nie widziałem lepszego dzieła (może poza "House of Cards", aczkolwiek tam z sezonu na sezon jest coraz więcej elementów, które nie przeszłyby w normalnym życiu), które by pokazywało politykę w merytoryczny sposób. Podobnie jest w przypadku historii i odwołań do różnych władców, sytuacji, zapamiętanych przez historię bitew - w tych książkach jest mnóstwo takich nawiązań i im bardziej się na niej znacie, tym więcej rzeczy znajdziecie.

lotgh3.jpg

No, to wracając do bohaterów... W pierwszym tomie nie poznajemy ich zbyt wielu (w sensie, chodzi mi o bliższe poznanie lub chociaż istotną rolę w ramach jednego tomu). A konkretniej - Yanga Wen-Li, Juliana Mintza, Waltera von Schonkopfa, Fredericę Greenhill, Alexander Bucock (Sojusz Wolnych Planet), Adrian Rubinsky (Phezzan), Siegfried Kircheis, Reinhard von Lohengramm, Paul von Oberstein, dowódcy Reinharda i Rudolf von Goldenbaum (Imperium). Zaczynając od końca - Rudolfa i Reinharda już omówiłem, zaś dowódcy póki co nie wyróżnili się za bardzo i służą głównie jako przedłużenie woli Reinharda lub narzędzie do realizowania jego poleceń (zmieni się to w późniejszych tomach). Za wyjątkiem Kircheisa, który jest przyjacielem Reinharda od dziecka. Takim prawdziwym przyjacielem, który nie będzie klepał po plecach, jak zrobimy coś źle, tylko postawi się i będzie powstrzymywał nas od popełnienia dużego błędu. Paul von Oberstein to lojalny doradca Reinharda, który jest jak trockista względem zwykłych komunistów (jest bardziej radykalny, zdolny do dużych poświęceń na rzecz państwa lub swojego władcy). Jednakże w przeciwieństwie do komunistów, jest to osoba wybitnie inteligentna, przebiegła i podchodząca metodycznie do swojej pracy. Adrian Rubinsky jest zarządcą Phezzanu i można go porównać pod pewnymi względami do Littlefingera i Varysa z "Gry o Tron". Wie wszystko o wszystkich, ma mnóstwo kochanek, zawsze jest kilka kroków przed wszystkimi i konsekwentnie realizuje swoją własną politykę. Czyni to na tyle sprytnie i przebiegle, że nie skupia na sobie zbyt dużej uwagi. Jeśli chodzi o Sojusz, to Yanga również już przedstawiłem. Julian Mintz jest jego przybranym synem, sierotą wojenną. Chłopak mimo dość młodego wieku, przejawia wyjątkową inteligencję i dojrzałość Mimo że jest młodszy od swojego opiekuna, to często to on nim się opiekuje i dba, by nie pił za dużo alkoholu. Walter von Schonkopf to prawa ręka Yanga, dowódca elitarnych sił specjalnych Rossen Ritter (coś jak jednostka GROM, Delta Force, SAS, Seal). Ekspert od walki wręcz, wysoko wykwalifikowany strzelec, który umie zapanować nad emocjami i umie zachować chłodny umysł. Uwielbiam go za jego komentarze względem narodowców z uniwersum LOTGH-a. Alexander Bucock to starszy dowódca z olbrzymim doświadczeniem. Mimo swojego zaawansowanego wieku, to posiada sprawnie działający mózg (czyt. nie jest przedstawicielem wojskowego betonu i nie popada w nieomylność) oraz umie wykorzystać zdobyte przez lata doświadczenie. Frederica Greenhill to z kolei sympatyczna adiutantka Yanga. Mimo, że wygląda na miłą, a przez niektórych wręcz delikatną dziewczynkę, to potrafi powalić na ziemię żołnierza Rosen Ritter oraz postawić się swojemu przełożonemu, gdy ten popełnia jakiś błąd (co sprowadza się często do odmowy wykonania rozkazu, by przyniosła kolejną szklankę alkoholu).

lo3.jpg

lotgh4.jpg

Jak już wielokrotnie pisałem, LOTGH charakteryzuje się olbrzymią ilością ciekawych postaci. Póki co nie zdążyłem jeszcze wszystkich poznań (przeczytałem 1/3 2 tomu), ale widząc z jakim pietyzmem studio I.G adaptuje książki na język anime, to mam w pełni uzasadnione podejrzenie, że poznawanie ich książkowych odpowiedników, będzie równie przyjemne co w przypadku serialowej adaptacji. Każdy z nich został idealnie sportretowany, zarówno w kwestiach wyglądu, charakteru, poglądów i pozostałych. Mało tego! Często mówią dosłownie te same rzeczy, w ten sam sposób. Zawsze mimowolnie wyobrażam sobie scenę z anime lub bohatera, o którym właśnie czytam. LOTGH pod tym względem, jest jednym z najlepszych dzieł, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem. Nie ma tutaj postaci nieistotnych, każdy bohater lub bohaterka ma swój istotny wkład w rozwój tej historii i dostaje przynajmniej jedno ważne zadanie do wykonania.

Nie chcę póki co porównywać anime do książki. Głównie dlatego, że pierwszą serię anime widziałem w ostatniej klasie liceum lub po napisaniu egzaminu maturalnego i mimo że mam dobrą pamięć, to zapomniałem większość rzeczy. A nawet gdybym pamiętał, to przez fakt, że widziałem drugą adaptację oraz czytam książkę, to wszystko mi się zlało w jedną całość. Pierwszego anime nie zamierzam oglądać po raz drugi, bo to zbyt duża inwestycja czasowa + serial kiepsko się zestarzał. Pacing jest zbyt odczuwalny, wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt wolno (zwłaszcza po obejrzeniu "Die Neue These" oraz przeczytaniu 1 tomu książki, gdzie wydarzenia dzieją się zauważalnie szybciej), kreska nie robi już takiego wrażenia, statki kosmiczne są do siebie zbyt podobne, krew wygląda paskudnie, technologia wygląda jak z filmów sci-fi z lat '70 lub początku '80. Drugie anime może kiedyś porównam z książkami, jak już studio I.G zaadaptuje cały materiał źródłowy. Na ten moment mogę powiedzieć, że "Die Neue These" lepiej oddało tempo Yoshiki Tanaki. Nie jest to dobre porównanie, ale lepsze mi nie przychodzi do głowy - "Lord of the Rings" Tolkiena ma dużo opisów przyrody, kultury i historii poszczególnych ras. Niektórym to nie przeszkadza, ale wg niektórych (w tym mnie) można spokojnie usunąć część z tych rzeczy lub po prostu je pominąć podczas czytania i niewiele na tym stracimy. No chyba, że zależy Wam na dokładnym poznaniu uniwersum. Pan Tanaka z kolei (podobnie jak Sapkowski w "Wiedźminie") pisze dość konkretnie, wyjaśniając większość rzeczy w kilku precyzyjnych zdaniach. Opisuje wszystko dostatecznie szczegółowo, ale nie rozciąga opisu technologii, wydarzeń, postaci, różnic między Imperium Galaktycznym, a Sojuszem Wolnych Planet etc. na kilka stron. Przez to miałbym trudności z wyobrażeniem sobie niektórych rzeczy lub postaci, gdyby nie fakt, że wcześniej obejrzałem anime. Musiałem niejednokrotnie powtarzać niektóre fragmenty nie tylko z powodu mojej średniej znajomości języka angielskiego, ale również dlatego, że mój mózg nie zapamiętał niektórych fragmentów za pierwszym razem. "Die Neue These" rozwija te kilka zdań szczątkowego opisu i dostajemy pełny obraz przy jednoczesnym zachowaniu jego szybkiego tempa prowadzenia historii. W książkach czasem brakowało wątków pobocznych i momentami odnosiłem wrażenie, jakby autor napisał swoją książkę niczym cyborg - czytamy o wydarzeniu, przerwa, przenosimy akcję w inne miejsce, przerwa, czytamy o kolejnym wydarzeniu, kropka itd. Anime pod tym względem jest bardzo podobne, ale ze względu na odmienną formułę, jest to mniej odczuwalne.

lo2.jpg

Poza tym (tutaj mogę się mylić, a sprawdzanie książki i anime zajęłoby mi zbyt dużo czasu), anime poprzestawiało kolejność niektórych wydarzeń. Np. w pierwszym tomie nie mamy szczegółowych retrospekcji Reinharda i Kircheisa, tak jak to miało miejsce w książce. Anime nie zaadaptowało również czasów młodości Yanga (dostaliśmy jedynie ich fragment), zaś niektóre opisy postaci lub fortecy Iserlohn, zostały przedstawione za jednym razem (w książkach ta wiedza jest nam dawkowana fragmentami). Mogę to zaliczyć na plus dla wersji animowanej.
Reasumując, jest to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Początkowo było trochę ciężko ze względu na moją niedostateczną znajomość angielskiego, ale wraz z każdym kolejnym rozdziałem idzie to mi coraz łatwiej. Czy polecam? Jak najbardziej, zwłaszcza jak macie podobne zainteresowania do moich. Być może poczujecie to samo - jakby pan Tanaka grzebał w Waszych głowach i wyciągał różne wnioski dotyczące polityki i nie tylko. Nie zalecam jednak kupować tych książek. Są dość drogie i nie gwarantuję, że przypadną Wam do gustu. Nie da się ich również dostać w bibliotece, więc poza sklepem Amazona, to raczej jej nie kupicie. Dlatego też bardzo polecam anime "Die Neue These". Być może w tym roku (a jak nie teraz, to w 2022), wyjdzie kolejny sezon. Historia jest w 90% taka sama, co w książce z kilkoma drobnymi różnicami. Dzięki temu łatwiej Wam będzie sobie wszystko wyobrazić, o ile zdecydujecie się na jej kupno.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Ecency