Demokracja, czy dyktatura? Kogo popieram w LotGH-u?

1.jpg

Trochę omówienie anime, trochę omówienie naszej szarej rzeczywistości, trochę historii. Mam nadzieję, że spodoba się Wam ten typ publicystyki, bo pewnie będą się one co jakiś czas pojawiać wraz z czytaniem kolejnych tomów LotGH-a.

OSTRZEGAM. SĄ SPOILERY WYKRACZAJĄCE POZA S2 - JEŚLI NIE CHCESZ ZNAĆ WYDARZEŃ Z 3 SEZONU, TO SKOŃCZ TY CZYTAĆ. Nie są one duże, część z nich została zajawiona w S1 i S2, ale niektórym z Was mogę popsuć zabawę.

Odkąd zauroczyłem się w tym tytule, to rozważam które państwo (tak, wiem, w przypadku tak wielkich organizmów, nazywanie ich państwami nie ma sensu, ale dla ułatwienia dyskursu będę je tak nazywał) bym popierał. Od początku jestem zwolennikiem Imperium. Im jestem starszy, tym bardziej umacniam się w swojej opinii, ale dostrzegam również coraz więcej zalet demokracji, wad Imperium i coraz lepiej rozumiem słowa Winstona Churchilla - "Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego". Jakiś czas temu, a konkretniej gdy była inba na Kapitolu (jak wyborcy Trumpa na niego wtargnęli), rozmawiałem ze swoim kumplem i korektorem Karolem na temat wad i zalet demokracji - tj. systemu głosowania, konfliktach społeczno-politycznych, zbrojnym przejmowaniu władzy oraz czemu lepiej jest, gdy zmiany zachodzą powoli, ale naturalnie (gdy są powszechnie akceptowane, a przynajmniej przez większość obywateli). Podczas tej rozmowy byłem zwolennikiem szybkich zmian, wręcz narzucaniu ich (a konkretniej wprowadzeniu cenzusów wyborczych, korekcie demokracji), Karol natomiast krytykował rewolucje oraz popiera obecny system i powolne zmiany. Od naszej wymiany zdań minęło trochę czasu, a ja zdążyłem sobie to i owo przemyśleć i dzisiaj zaprezentuję Wam moje wnioski.

2.jpg

Zacznę od przybliżenia Wam mojej perspektywy. Preferuję Imperium ponieważ łatwiej w nim przeprowadzić zmiany. Nie ma niektórych, moim zdaniem zbędnych ograniczeń, a władca może kilkoma konkretnymi ruchami wprowadzić zmiany, których potrzebuje dane państwo. Władca nie musi się przejmować zdaniem innych (dopóki jego rywale lub frakcje mające inną wizję państwa nie są zbyt silne lub wpływowe), wizja państwa jest spójna, a jego rozwój jest bardziej ukierunkowany - albo na niekorzyść albo korzyść. Być może się mylę (jeśli tak, proszę poprawcie mnie), ale wydaje mi się że stagnacja występowała rzadziej niż w ustrojach demokratycznych. Zapomniałem na początku dodać - preferuję Imperium, ale za rządów Reinharda von Lohengramma. Dynastia Goldenbaum była reliktem starych czasów - posiadała silną arystokrację, władcy (a przynajmniej władca Kaiser Friedrich IV) oraz ich doradcy, wojskowi, ministrowie, kanclerz byli zamknięci w swojej bańce niczym słoik z konfiturami, a co za tym idzie, zmiany zachodziły zbyt wolno, brakło świeżej krwi i świeżego spojrzenia na rzeczywistość. Troszkę jak w naszej sytuacji, gdy jesteśmy rządzeni przez starych władców, jak Trump, Biden, Putin, Merkel, Xi Jinping, Erdogan. Nam również brakuje kogoś niezależnego, silnego, człowieka spoza zabetonowanego środowiska. Na tyle silnego by deepstate i inne siły (jak np. inne mocarstwa) go nie zrzuciły z siodła. Niestety, w naszej rzeczywistości, niezależnie od ery było to niemożliwe lub prawie niemożliwe. W historii świata zdarzały się takie przypadki, ale system odpowiednio się przed tym zabezpieczył (poprzez system rozumiem deepstate oraz graczy z ugruntowaną pozycją, którym zależy na aktualnym statusie quo, bo doskonale odnajdują się w tym środowisku). A nawet gdyby przypadkiem do tego doszło, to są różne metody (media, biurokracja, inni politycy z odpowiednio dużą siłą, konglomeraty wpływowych i majętnych grup), by związać takiemu władcy ręce i przynajmniej utrudnić mu rządzenie. Od czego jest jednak sztuka i kultura... M.in. od popuszczenia wodzy fantazji i pokazywania takich wyjątkowych sytuacji.

3.5.jpg

Zatem o ile nie popieram dyktatury, bo choć może być o wiele, wiele lepiej niż w jakiejkolwiek demokracji, to jest olbrzymia szansa że będzie wielokrotnie gorzej. A nawet jeśli nie, to może dochodzić do systematycznych rewolucji i wojen domowych o władzę - co widzieliśmy w 2 sezonie podczas wojny Lippstadt lub z historii XIX wieku. A tych nie da się kontrolować, przynajmniej od pewnego momentu i mogą nam wybuchnąć niczym granat w dłoniach... Albo jeszcze gorzej - w majtkach. Popieram natomiast Reinharda i Obersteina, razem stanowią znakomity duet. Blondyn jest charyzmatycznym, inteligentnym i sprawiedliwym Kaiserem, zaś jego żołnierze i admirałowie walczą niczym lwy. On sam również jest lwem, nie tylko wizualnym, ale również pod względem osobowości. Jeśli jego ludzie nie mają mu nic sensownego do zaoferowania, to szybko doprowadza ich do porządku. Poza Kircheisem i Obersteinem, choć w obu przypadkach czyni to z odmiennych powodów - jego przyjaciel był najbliższą mu osobą, kimś na kim polegać zawsze i wszędzie, z kolei Paul jest zbyt inteligentny i spostrzegawczy, przez co nie raz podsumował go w nieprzyjemny dla niego sposób (coś jak kobieta mająca podobne cechy do Paula, która jest wkurwiona - nigdy takich nie wkurzajcie, bo Wasze życie zamieni się w piekło). Jeśli chodzi o ludzi stanowiących dla niego przeszkodę, to albo ich morduje albo przygniata butem tak mocno, że ci sami się poddają. Oberstein to z kolei mistrz intrygi, wybitny kłamca, wizjonerski strateg, którego pomysły są później wprowadzane w życie przez jego (oraz Reinharda) taktykę. Skurwiel, który jest w stanie dokonać każdej podłości, jeśli przysłuży się to państwu. To taki Trockista. Popieram ich dlatego, że autentycznie zależy im na obywatelach i kondycji państwa. Nie widać tego wprost, ale Yoshiki Tanaka wyraźnie zarysował jego motywację i sposób działania. Nie kieruje nim chęć zdobycia poparcia, jak w przypadku przywódcy Sojuszu, Joba Trunichta. Jasne, jego paliwem są ambicja i chęć posiadania wszystkich galaktyk na własność, ale to nie oznacza że pragnienie władzy przyćmiło jego inny cel. Tym celem jest pozbycie się arystokracji, przekazanie ich bogactw dla prostego ludu, poprawienie ich statusu życia i majętności, z czym zaskakująco przypomina swojego arcy-wroga Yanga Wen-Li.

3.jpg

Dawniej nie byłem jego fanem, jak i przede wszystkim samego Sojuszu Wolnych Planet, zwłaszcza po tym jak Job Trunicht i podlegli mu politycy zaczęli mu robić gnój. Mam tu na myśli oskarżenia o działanie przeciwko własnemu państwu (co zainicjował Phezzan, a zrealizował wyżej wspomniany polityk), tj. zniszczenie Artemis Necklace, systemu obony. Wówczas, czyli ponad dekadę temu, zacząłem darzyć go sympatią, a dziś przy okazji nowego anime i czytania książek, autentycznie go polubiłem i coraz lepiej rozumiem jego perspektywę. Yang kilkakrotnie wyrażał się pochlebnie o swoim oponencie, chwaląc przy tym jego politykę, a nawet dostrzegając zalety dyktatury, o ile przywódcą jest ktoś taki jak Reinhard. Częściej jednak zastanawiał się nad tym czy i kiedy, Reinhard stanie się kimś w rodzaju Rudolpha von Goldenbaum, jak również krytykował dyktaturę, czy cokolwiek, co ją przypominało (jak np. tymczasowy rząd, który na krótki czas zdobył władzę nad stolicą Sojuszu). Dawniej nie rozumiałem jego poglądów, ale wraz z każdym rokiem, tj. nabieraniem doświadczenia i pokory, zrozumiałem że mimo wszystkich wad i patologii, które dostrzega Wen-Li, to demokracja jest lepszym ustrojem. Przywódca nie ma aż tak wolnej ręki, jest ona ograniczana i kontrolowana przez suwerena w postaci obywateli (nawet jeśli większość z nich, nie rozumie jak działa gra zwana polityką i zarządzanie państwem), są struktury które mogą zablokować jego zbyt duże ambicje (a które nie muszą posiadać siły w postaci armii, ponieważ ich moc wynika z przepisów, na które wszyscy się zgodzili). Generalnie odpowiednik Reinharda musi się nagimnastykować i posiadać naprawdę duże zasoby, by częściowo zbliżyć się do władzy dyktatora. Żeby Wam to lepiej zobrazować - Dyktator, o ile ustabilizował swoją pozycję i stoi za nim realna siła, którą może wykorzystać do wywierania nacisku (w przypadku demokracji, jest to m.in. duże poparcie w wyborach, wsparcie grup interesów, czyli np. dużych firm, bogatych ludzi lub wpływowych związków, a najlepiej wszystko z tej listy i jeszcze parę innych), może pełnić jednocześnie rolę przywódcy, kanclerza, najwyższego dowódcy, czasem też najważniejszego sędziego. W przypadku przywódcy demokratycznego kraju, odpada rola najwyższego sędziego, a także, o ile dany ustrój to przewiduje, kanclerza lub premiera (może mieć swojego figuranta, ale jeśli nie jest 100% zależny od niego lub go nie szantażuje, to posiada jakąś autonomię). Pozostaje mu tylko najwyższy dowódca armii oraz przywódcy (z pewnymi ograniczeniami lub nie, w zależności od ustroju). Reinhard może ot tak wypierdolić ze stanowiska dowolnego człowieka (o ile ma taką możność), Job musi mieć ku temu jakiś powód, jak w przypadku Yanga. Reinhard może zarządzić powszechną mobilizację do wojny i co najwyżej musi ugłaskać w jakiś sposób grupy, które się temu sprzeciwiają, Joba wiąże prawo i procedury prawne. Reinhard może zadecydować o losie dowolnego obywatela, Job nie może tego zrobić, bo nie leży to w jego kompetencji.

4.5.jpg

5.jpg

4.jpg

Przyszedł czas na podsumowanie. Zatem, argumenty Karola oraz książki "Legend of the Galactic Heroes" obaliły moje. Czy to oznacza, że pomyliłem się w 100%? Nie, uważam że niektóre zmiany można wprowadzić. Nie można tego jednak zrobić zbyt szybko, na zasadzie z dnia na dzień. Można natomiast przyśpieszyć ten proces, jak również rozpocząć działania propagandowe w celu przekonania ludzi do swoich racji. Np. do demokracji bezpośredniej, wprowadzania cenzusów lub testów, które sprawiłyby że ludzie znający się na polityce (jak nieskromnie powiem, np. ja), mieliby silniejszy głos podczas głosowania, a ludzie nie znający się na niej, słabszą siłę głosu. Znalazłoby się jeszcze kilka pojedynczych kwestii, ale są one mało znaczące względem spraw, w których się myliłem. Nieliczne jednostki będą w stanie utrzymać brzemię i nie zostaną skorumpowani (a przynajmniej maksymalnie spowolnią ten proces i ograniczą liczbę konsekwencji), ale są to tak rzadkie przypadki, jak szansa na znalezienie idealnej igły na planecie, gdzie jest miliony. Coś jak w HxH, zresztą na dole macie screen z mangi. "Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie", jak mówił filozof John Acton. Wierzę, że można odnaleźć człowieka jak Reinhard lub jemu podobnego, ale zanim się na niego trafi, o ile w ogóle, to trzeba byłoby przetestować tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy kandydatów. A przy tym będzie mnóstwo krwi, bólu, smutku i śmierci. Mimo mojej niechęci do demokracji, to ten ustrój jest mniej szkodliwy. Łatwiej jest w końcu dokonać korekty, skrócić pewne procedury, zmobilizować urzędników i polityków do takiej samej odpowiedzialności, co w przypadku zwykłego pracownika w zwykłej firmie - tzn. jak zrobi coś źle, to odpowiada przed dyrektorem lub swoim przełożonym. W przypadku polityków czegoś takiego nie ma. Tzn. jest tzw. "odpowiedzialność polityczna", ale jest to tak samo bezsensowne, co "sprawiedliwość społeczna". Ani to sprawiedliwość ani dobre dla społeczeństwa - no bo jakim prawem człowiek ma płacić zdrowemu człowiekowi za to, że ten jest leniwy lub nie wykorzystuje swoich szans? Jaka to odpowiedzialność, skoro może popełnić złe rzeczy i chroni go immunitet? Jaka polityczna, skoro nadal może zostać wybrany przez głupich lub głuchych na argumenty wyborców? To już jednak temat na inną dyskusję.

Mam nadzieję, że miło się czytało 😉.

Dziękuję Karolowi za korektę i merytoryczną pomoc.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Ecency