Długa recenzja "Nightmare of the Wolf"

witch oku.jpg

No i w końcu nadszedł dzień, w którym dostaliśmy 1 animację adaptującą bodajże najsłynniejszą polską książkę. Moje oczekiwania nie były zbyt duże, spodziewałem się po prostu dobrej zabawy, ale miałem pewne wątpliwości. Wynikały one głównie z tego, że "Nightmare of the Wolf" za bardzo przypomina mi "Castlevanię". Nie żebym miał z tym duży problem, ale obawiałem się, czy twórcom na pewno uda się oddać charakterystyczny klimat. Książki autorstwa Sapkowskiego nie są ani zbyt poważne, ani nadmiernie humorystyczne. Najbardziej podoba mi się w nich to, że autor umie dobrze i prawdziwie opisać wiele rzeczy, czy ich działanie + bardzo dobrze skomentować i skrytykować ludzi oraz zachowania charakterystyczne dla nadmiernie konserwatywnych, czy progresywnych poglądów (lub dowolnego dualizmu tego typu). Nie ma kija w dupie, jak niektórzy konserwatyści, wie że życie jest krótkie i trzeba czerpać z niego możliwie jak najwięcej radości (ale nie za dużo, bo to szkodzi duszy i może zabrać człowieka w ślepą uliczkę). Potrafi znaleźć przekonywujące argumenty i odpowiednio je przedstawić. Można powiedzieć o nim parę złych rzeczy - np. nie umie zakończyć książek, raz mówi jedno w wywiadach na ich temat, a po paru latach zmienia zdanie i mówi co innego. Bywa również bucowatym gburem (czytałem i widziałem wiele wywiadów z jego udziałem + sam jestem takim typem człowieka, więc zgodnie ze starym polskim przysłowiem "Swój pozna swego"), ale ten aspekt w "Wiedźminie" wyszedł mu rewelacyjnie. Fakt, nie czytałem zbyt wielu książek, więc nie mam zbyt dużego porównania (shame on me), ale po rozmowach z koleżankami i kolegami, którzy czytają o wiele więcej ode mnie, wiem że to faktycznie jego mocna strona. Czy twórcom anime się to udało? Do pewnego stopnia tak, ale niestety ograniczała ich długość filmu (oraz być może umiejętności). Gdyby zrobić z tego dłuższą produkcję lub najlepiej kilkuodcinkowy serial, to wyszłoby dużo lepiej. Na pewno nie ma tragedii, jak to niektórzy mówią, ale jest zbyt wiele wad, przez które nie mogę powiedzieć, że to naprawdę dobra produkcja, którą warto zobaczyć. Btw. Tekst momentami będzie chaotyczny, za co przepraszam. Jest zbyt dużo wątków, o których chcę napisać, a trudno mi to będzie ubrać w lepszą formę.

W1.jpg

W2.jpg

Nawiązując do jednej z kwestii z powyższego akapitu, uważam że serial Netflixa dobrze (mam tu na myśli szkolną skalę - coś jak 7/7+/10) adaptuje książki Sapkowskiego. Wiem, jestem w mniejszości, nawet wśród swoich znajomych, ale po 2-krotnym obejrzeniu serialu podtrzymuję swoją opinię. Nie mówię, że jest to bardzo dobra adaptacja, bo dokonano kilku zmian, które trochę mnie zdziwiły (aczkolwiek w 2 sezonie być może przychylę się do ich opinii, bo niektóre spoilery są dla mnie szokujące). Wbrew obiegowym opiniom, już 3 część gry wprowadziła pewne zmiany względem książkowego kanonu, a serial jest tylko "trochę" gorszy w tej kwestii, ale to nadal dobra adaptacja. Są niemal takie same wątki w książce, twórcy zamieścili te rzeczy, o których Sapkowski wspomniał jednym, maksymalnie dwoma zdaniami na przestrzeni całej sagi. Widać też, że inspirowali się mitologią Słowiańską - powszechnie krytykowany Smok wygląda tak, jak to było w książkach (czasami można go było pomylić z innymi gadami - np. Widłogonami, nie były też aż tak wielkie, a przynajmniej nie wszystkie z nich), tak samo Strzyga jest bliższa książkowej wersji niż to, co zobaczyliśmy w intrze do 1 części gry. Odrazu mówię, nie jestem ich fanem, ale zrobiłem research i faktycznie - są brzydkie, tak, ale nie można zarzucić że nie mieli na nich pomysłu. Z kolei postacie są takie, jak napisałem w swojej recenzji "Wild Hunt" - widać, że to są ci sami bohaterowie, ale nieco inaczej rozłożono akcenty w kwestii ich cech charakteru lub wyglądu, co jest normą przy każdej próbie przeniesienia historii na inne medium. Dopóki design adaptacji nie zaprzecza tym z pierwowzoru, to wszystko jest ok, po prostu twórcy położyli nacisk na inne rzeczy, by dopasować to do innego typu sztuki (bo np. nie pasowało do serialu i gryzło się z resztą). Grzechy Netflixowego "Witchera" leżą gdzie indziej - przede wszystkim w realizacji, złym podejściu do niektórych aspektów, niedbalstwie, braku umiejętności twórców, budżecie (co jest szczególnie widocznie w ostatnim odcinku i bitwie o wzgórze Sodden). Z jednym się na pewno zgodzę - oglądając tego "Wiedźmina" czułem zdecydowanie za mało klimatu prozy Andrzeja Sapkowskiego, czego nie mogę powiedzieć o jego animowanym odpowiedniku.

W3.jpg

W4.jpg

Obejrzałem film dwa razy i mimo pewnych podobieństw w kwestii realizacji (mam tu na myśli błędy czysto realizacyjne, planowanie, błędy scenarzysty, brak zgodności w niektórych kwestiach z książkami), to "Nightmare of the Wolf" zdecydowanie lepiej oddał pomysł polskiego autora. Tak, przychylam się do opinii mojego kolegi Michała, że anime jest ewidentnie stworzone pod amerykańskiego odbiorcę. Widać to np. po spłaszczeniu klimatu książek i dostosowaniu go do amerykańskiego odbiorcy. Stylistyka "Wiedźmina" pokazuje, że Sapkowski wyraźnie pisał o "mojej" części Europy - kraje północy to kraje Bałtyckie, jesteśmy małymi państwami, które kłócą się o drobnostki, nie jesteśmy zbyt bogaci i nie potrafimy się połączyć w jedność dla wyższego celu (w przeciwieństwie do Niemiec, czy Anglii, którymi inspirował się Sapkowski wymyślając Nilfgaard). Ponadto ich obywatele nieco przypominają dzikusów "cywilizowanemu" imperium z południa (czyli podobnie, jak to wygląda w naszej rzeczywistości z perspektywy Europy Zachodniej, co było widać np. podczas wcześniejszego kryzysu migracyjnego i polityce tychże krajów względem "nietolerancyjnym głupkom z Europy Wschodniej"). Sapkowski jedynie "odwrócił" Europę - zamienił zachód-wschód, na południe-północ. W tym filmie anime ewidentnie rozwodniono tę kwestię, co bardziej przypomina zachodnie podejście do fantastyki aniżeli wschodnie (podobnie jak w serialu). Przez to cierpi również to, co bardzo dobrze wyszło Sapkowskiemu - pokazanie, że nic nie jest tak proste i to, co dla jednych jest sufitem, dla drugich jest podłogą. Ok, nie wszystkie morały płynące z książek były odkrywcze, nie wszystkie powodowały efekt oświecenia wśród czytelników (w sensie, zmieniały ich na lepsze), ale na pewno skłaniały do przemyśleń i rozszerzały perspektywę, przynajmniej w niektórych kwestiach. W tym aspekcie, film animowany jest prościutki i gdyby nie wątek z Wiedźminami, którzy tworzyli własne potwory (nie mam 100% pewności, czy Sapkowski poruszył ten wątek w książkach, ale na pewno wyraźnie zaznaczył ludzką chciwość i pragnienie posiadania pieniędzy - a w tej kwestii Wiedźmini są z nimi zgodni i jestem w stanie sobie wyobrazić, że niektóre cechy hodowały własne potwory, które później wypuszczali. Coś na zasadzie strażaków-piromanów lub urzędników generujących nowe problemy - ten drugi przykład akurat jest powszechny w naszym świecie) + parę innych, drobnych elementów, to byłby płaski niczym klatka piersiowa u 7-letniej dziewczynki.

W5.jpg

W6.jpg

Z drugiej strony, dostaliśmy o wiele więcej nawiązań do pierwowzoru - film od początku rzuca nam nazwami, które znają fani gier i książek. Nawet jeśli pomylono się w niektórych kwestiach i np. umiejscowiono Kaer Morhen w innym królestwie lub źle przedstawiono geografię świata, to come on - Sapkowski również popełniał błędy w tej kwestii i dopiero 3 część gry była w tej kwestii spójna. Dostaliśmy kilka cytatów z książek,nawiązań do różnych sytuacji, np. pogromu Elfów, Geralt mówi o nim podobne rzeczy, co Vessemir, Wiedźmini czasem przyjmowali zlecenia na ludzi lub rzeczy niezwiązane z potworami, pokazano również wzajemną niechęć między nimi, a magami, ludzie postrzegają Wiedźminów, jak neo-naziści czarnoskórych, Żydów, Romów, Czarodziejki powszechnie stosowały magię iluzji (by poprawić fatalny smak jedzenia, poprawić sobie urodę lub ubrania, zasłonić przykry zapach etc.). Mógłbym wymienić jeszcze kilka rzeczy, ale wydaje mi się że tyle wystarczy, by udowodnić, że twórcy odrobili pracę domową. Fakt, niektóre rzeczy wyglądają trochę dziwnie, jak np. łysy Geralt, ale po kilku scenach widać, że to on - jest sprytny + ten jego charakterystyczny uśmieszek znany z książek lub gier. Moim zdaniem trzeba naprawdę dużo złej woli, by mówić że książki napluły na to, co wymyślił Sapkowski.

W7.jpg

W8.jpg

Dobra, tyle mówię o nawiązaniach i innych kwestiach, a jeszcze nie poruszyłem tematu fabuły. Mógłbym powiedzieć, że to luźna adaptacja "Sezonu Burz" połączona z wydarzeniami, które miały miejsce przed akcją z opowiadań i sagi. Zamiast Geralta mamy Vessemira, dokonano też kilku zmian (np. Aguary, które z tego co pamiętam, nie powstały z powodu ingerencji ludzi), ale z drugiej strony mamy magów, którzy robili eksperymenty na potworach. Film pokazuje nam genezę Vessemira oraz pozostałych Wiedźminów, dwie próby (Próba traw i stosowanie na nich trucizn, mikstur, magii by przedłużyć ich żywotność i dać duży boost do statystyk lub pozbawić ludzkich słabości, jak siła, zwinność, szybkość, refleks, odporność na ciosy, trucizny, stłumienie emocji, skrócenie czasu reakcji, lepsza kontrola nad ciałem), trening w Kaer Morhen. Międzyczasie obserwujemy dość prostą intrygę - tajemnicze potwory zabijają i terroryzują mieszkańców jednego z królestw. Lokalna czarodziejka zrzuca całą winę na Wiedźminów, chcąc doprowadzić do ich zagłady (co jest zgodne z książkami - m.in. magowie wykorzystali złą estymę, jaką cieszyli się Wiedźmini, by przekonać ludzi, że łowcy potworów chcą ich zamordować). Vessemir bada tę sprawę i odkrywa, że do pewnego stopnia te zarzuty są prawdziwe.

W9.jpg

Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, co domyślnie powinno oznaczać, że film będzie się oglądać lekko i przyjemnie. Niestety, jego tempo nie jest równe (1 połowa bardzo mi się podobała, 2 już niezbyt - głównie z tego powodu, że zabrakło czasu na rozbudowę wątków), a niektóre zmiany autorów uważam za głupie. Np. próba traw - sam pomysł na nią jest bardzo dobry, ale mordowanie dzieci w ten sposób to zwykła głupota. Co innego, gdyby dali im miecze i próba polegałaby na przeżyciu nocy (jak to np. robili wojownicy Sparty, gdy byli jeszcze dziećmi). To miałoby sens, natomiast wypuszczenie nieuzbrojonych dzieci na grupę potworów na zasadzie "to czy przeżyjesz zależy od twojego szczęścia lub nieszczęścia", jest... No po prostu głupie. Niektórzy mówią, że ta próba tak wyglądała, bo mieli mnóstwo gęb do wykarmienia i trzeba było pozbyć się niektórych z nich. Ok, to miałoby sens w sytuacji, gdyby cech wilka był niedofinansowany, ale w tamtych czasach nadal mieli mnóstwo pracy, mieli wsparcie ze strony króla, ludzie uważali ich za zło konieczne, więc nie była to sytuacja typu - "OMG, musimy wysłać dzieci na pewną śmierć, bo będziemy mieli puste brzuchy zimą". Potwierdza to również podejście Vessemira do zimowania w twierdzy. Wydaje mi się, że to niedopatrzenie scenarzysty, bo "Nightmare..." ma kilka wewnętrznych błędów. Druga zmiana, która mi nie pasuje to pogrom Kaer Morhen. To świetny wątek, który bardzo chciałem zobaczyć w anime. Można było pokazać, jak magowie posiadający wiedzę (jak np. kapłani wieki temu w różnych religiach, a obecnie liderzy sekt), wykorzystują lokalny motłoch do realizacji swoich celów. To byłaby świetna okazja do społecznego komentarza i krytyki rasizmu, czy sztucznego napuszczania jednej grupy na drugą, a takowych nie brakowało w książkowym pierwowzorze. No ok, ja rozumiem że to śmiesznie by wyglądało, gdyby wysłać zwykłe chłopstwo do walki przeciwko Wiedźminom, którzy przypominają wojowników z końcówki 1 serii "Dragon Ball", ale można było ich wykreować na nieco słabszych, a nie maszyny do zabijania. Tak, Vessemir i jego ludzie faktycznie tacy byli, ale znacząco przesadzono z ich mocą. Książki i gry przedstawiły ich bardziej jako komandosów typu Rambo, tylko nieco mocniejszych niż postać Sylvestra Stallone'a. Nie wspominając o Znakach (Igni i Ard), które przypominały mi pociski energii Ki lub Kamehameha z wcześniej wspomnianego anime. Scena na moście, rozpuszczenie zamrożonego jeziora, spalenie wszystkich potworów w jaskini i parę innych przykładów wyglądało efektownie, nie powiem, ale nijak się ma do tego, jak to pokazały gry lub książki.

W10.jpg

Jeśli chodzi o bohaterów, to w tej kwestii zgadzam się z większością krytyki w internecie. Nie uważam, by Tetra była lepszą Yennefer niż w serialu (co swoją drogą, wydaje mi się śmieszne, bo czarnowłosa czarodziejka jest dokładnie taka sama jak w książce). Moim zdaniem jest to dość kliszowa postać, tak jak niemal każda postać w tym filmie. Chyba jedynym wyjątkiem jest Illyana Zerbst, która została dobrze wykreowana i przedstawiona, tak jakby to zrobił Sapkowski (dla porównania, to samo mówiłem o Gaunter O'dim i Olgierdzie von Everecu). Wracając do czarodziejki, jej postać jest zbyt jednowymiarowa, a motywacja do zabicia Wiedźminów choć jest dobrze uzasadniona, to daleko jej do standardów, do jakich przyzwyczaił nas Sapkowski lub scenarzyści 3 części gry. To samo mogę powiedzieć o Deglanie, który miał potencjał na coś więcej. Na plus mogę zapisać jego aktora głosowego, którego zobaczymy w 2 sezonie w roli Dijkstry. Wydaje mi się jednak, że słabość tych postaci wynika głównie z długości filmu - nie dało się w takich ramach czasowych zrobić tego lepiej, więc trzeba było dokonać uproszczeń. To boli szczególnie w kontekście Vessemira, który dostał zdecydowanie zbyt mało czasu antenowego mimo bycia tytułowym bohaterem. Podoba mi się jego projekt i charakter, dostrzegam w nim pewne podobieństwo do oryginalnej postaci, ale jest ich zbyt mało, bym mógł go skutecznie obronić przed krytyką. Twórcy dali też kilka tekstów, które Vessemir powiedział w tej, czy innej formie - np. na początku, gdy mówi do potwora, by ten zdecydował się na jeden styl walki lub podczas potyczki z rycerzami w karczmie, co jest ewidentnym nawiązaniem do początku 3 części gry. Wbrew opinii niektórych, dopuszczam możliwość, że mógł taki być za młodu. Wszakże skądś się wzięło powiedzenie "Zapomniał wół, jak cielęciem był" - wiele naszych dziadków, babć, matek i ojców miało swoje przygody, fantazje seksualne, popełniali też głupie błędy, zapewne je powtarzali, bo bycie konsekwentnym to typowy problem ludzkości. Większość ludzi o tym nie mówi, bo albo zapomnieli albo chcą zapomnieć, względnie wiedzą, że nie ma się czym chwalić. Zresztą, bez problemu mogę się powołać na książki, w których Vessemir nie był kreowany na konserwatystę, który zabraniał innym zabawy. Kiedyś na Facebooku napisałem, że to jest taki typ człowieka, który co najwyżej starałby się oderwać Ciri od przygodnego seksu lub nadmiernego imprezowania, ale nie zabroniłby jej tego. Jeśli jednak ona lub Geralt, Esskel lub Lambert uparli się przy swoim, to dziadek Vessemir westchnąłby i powiedział coś w stylu - "Jeśli już naprawdę musisz, to przygotuj sobie fiolkę z eliksirem antykoncepcyjnym lub napojem na kaca". Mogę się też powołać na grę, a konkretnie fragment, w którym Wiedźmini chlali wódę i zastanawiali się nad przeszłością swojego ojczulka. Trochę przeszkadzało mi jego podejście do pieniędzy, bo Vessemir raczej taki nie był, ale z drugiej strony - chyba każdy z nas miał taki etap w swoim życiu, gdy zarobił duże pieniądze (o ile rzecz jasna doświadczył takiej sytuacji).

W7.jpg

Jeśli chodzi o grafikę, animacje i kreskę, to standardowo powiem - nie znam się na tym + jestem jedną z ostatnich osób, które powinny komentować estetykę. Generalnie jest dobrze, kilka scen wyglądało poniżej przeciętności (zwłaszcza CGI potworów, niektóre wyglądały i poruszały się dość słabo), ale nie widziałem zbyt wielu powodów do narzekań. Walki są dynamiczne, ładne, czuć siłę Wiedźminów (czasem wręcz aż za bardzo...), magia też wyglądała dobrze. Styl przypomina mi za bardzo "Castlevanię", a za mało "Wiedźmina", ale doceniam fakt, że studio MIR inspirowało się grami w niektórych sprawach. Mam nadzieję, że z uwagi na współpracę Netflixa i CDPRed, takich inspiracji będzie jeszcze więcej w przyszłości. Szczególnie w przypadku potworów, które generalnie wyglądały chujowo. Utopce na bagnach były ok (potem już nie, copy-paste było zbyt widoczne), Leszy ewidentnie częściowo był inspirowany tym z gry (przemiana w kruki), ale nie w kwestii designu - wielu ludziom przeszkadzał z tego, co widziałem, mnie trochę zdziwił za 1 seansem, ale przy 2 już było lepiej. Niemniej ten z gry wygląda o wiele klimatycznej i sprawia lepsze wrażenie. Upiory bardzo dobre, bazyliszki bardzo słabe, te "psy" też, Aguara wyglądała żenująco (polecam zobaczyć jej wygląd w grze Gwint - wygląda prześlicznie!), ale jej zachowanie, podejście do dzieci jest wierne książkom. Tak samo jak ich potęga magii iluzji, w której dominują nad wieloma czarodziejkami, magami, a Wiedźmini mają problem z przezwyciężeniem jej. Trochę szkoda, bo był potencjał na coś o wiele, wiele lepszego. Jeśli chodzi o muzykę, to ta była bliższa temu, co można usłyszeć w grach + bardziej w klimatach tego tytułu aniżeli to, co usłyszeliśmy w serialu, ale daleko jej do soundtracku z 3 części gry. Niemniej było całkiem nieźle, mój ulubiony utwór to ten, który leciał po mutacji Vessemira.

W11.jpg

Podsumowanie będzie krótkie, bo ten tekst jest już zbyt długi. Film mimo swoich zalet, to wydaje mi się być zbyt nijaki. Ludzie, którzy nie znają "Wiedźmina" raczej nie znajdą tu zbyt wielu ciekawych dla siebie rzeczy (co mogłoby wyglądać inaczej, gdyby to był serial lub dłuższy film z większym budżetem). Nie znam jednak zbyt wielu takich opinii, bo nie znam takich ludzi. Moja dziewczyna była rozczarowana i spodziewała się czegoś więcej (ale z drugiej strony, nie oceniła tego jako kompletną porażkę), mój przyjaciel nie zna książek, grał jedynie w gry i był zachwycony - tylko że on uwielbia gore i tego typu klimaty, więc film trafił w jego gusta. Fani książek i gier byli mniej lub bardziej rozczarowani (wnioskuję to po opiniach w polskim i zagranicznym internecie oraz swoich znajomych) i tylko nieliczni ludzie, przynajmniej z tych, których recenzje czytałem, byli zadowoleni tym filmem. Nie byli nim zachwyceni, raczej było im bliżej do mojej opinii - było OK, momentami dobrze, ale mogło być zauważalnie lepiej. Dla mnie to trochę zmarnowany potencjał, ale jeśli Netflix wyciągnie wnioski z krytyki, to dalej powinno być tylko lepiej. Jest nieco lepiej niż nieźle, jak na pierwszy film tego typu w franczyzie "Wiedźmina" i czekam na kolejne spin-offy. Ten oceniłbym na -7/10, ale z serduszkiem, bo mimo moich narzekań, to oglądało mi się go przyjemniej niż np. najnowszy film Gundama (tak, wiem, to zupełnie odmienne gatunki, ale patrzę jedynie pod względem frajdy). A jak Wam się podobało?

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment
Ecency